Przejdź do treści
Fundacja Przywróćmy Pamięć
Przejdź do stopki

Przywrócić pamięć ojca

Przywrócić pamięć ojca

Treść


Zofia Pilecka-Optułowicz niestrudzenie odkrywa prawdę o rotmistrzu, doprowadziła do jego rehabilitacji i czeka na chwilę, kiedy będzie mogła ucałować szczątki ojca.

Wspomnienia z dzieciństwa

Największym skarbem pani Zofii są wspomnienia, jakie zostały jej z dzieciństwa, te związane z ojcem. Jako że był nietuzinkową postacią, pozostawił swoim dzieciom (córce Zofii i synowi Andrzejowi) wielkie dziedzictwo, jak żyć, jakim być człowiekiem, jak radzić sobie w życiu. To ojciec jeszcze w rodzinnym majątku w Sukurczach nauczył dzieci miłości Ojczyzny, poszanowania przyrody, a także odpowiedzialności za słowo. Pani Zofia od małego została nauczona, że nie wolno kłamać. W rodzinie Pileckich Pan Bóg był na pierwszym miejscu – o to także dbał ojciec, osobiście sprawdzając, czy dzieci odmówiły modlitwy. W czasie okupacji ojciec uczył Zosię zaradności, od małego uczył córkę konspiracji. Kiedy byli daleko od siebie, pisał piękne listy, rysował. Zawsze starał się przygotować swoje dzieci do odpowiedzialnego życia. Ojciec nazywał córkę dziedziczką świeżego powietrza, ponieważ tłumaczył jej, że może się tak stać, że zostanie jej tylko świeże powietrze, dlatego musi sobie radzić w życiu.

Choć rotmistrz Witold Pilecki oddał swoje życie Ojczyźnie, wszystko, co robił, czynił także z myślą o swojej rodzinie i jej życiu w wolnej Polsce. Zresztą jedną z dewiz bohatera o niepodległość Polski było bardzo wymowne hasło „Kochaj Ojczyznę jak swoją rodzinę”. Dzięki wychowaniu, jakie dał swoim dzieciom rotmistrz Pilecki, córka widzi sens jego ofiary i doświadczeń rodziny.

Ku rehabilitacji

Historyk prof. Wiesław Jan Wysocki z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, autor książki o rotmistrzu Pileckim panią Zofię określa mianem kustosza dzieła ojca. I rzeczywiście córka podporządkowała swoje działania odkłamywaniu historii rotmistrza Pileckiego. – Zresztą upodobała sobie to określenie, którym ojciec ją nazywał, a mianowicie generałka. Zofia Pilecka coraz bardziej dzisiaj przywołuje to, że musi sprostać temu zadaniu i być generałką. Właściwie całe jej życie było troską o to, by dzieło ojca, jego pamięć była dobrze przekazywana – podkreśla prof. Wiesław Jan Wysocki.

Pani Zofia w czasie komunizmu żyła w cieniu zarzutów ojca. – A przecież te zarzuty także jej dotykały: zdrajca, zamachowiec, dywersant, najemnik. To były określenia, które także na niej ciążyły. I wspominając ojca, broniła się także przed tymi oskarżeniami i próbowała je odrzucić – wspomina prof. Wysocki.

Długo przyszło czekać Zofii na rehabilitację ojca. Cała rodzina Pileckich doznała szykan władz komunistycznych. Zofia – generałka swego ojca – nie tylko nie poddała się w walce o przywrócenie dobrego imienia taty, ale także podtrzymywała rodzinę na duchu i przypominała sens tej batalii.

– Z Zofią Pilecką spotkałem się jeszcze w latach 70. Jej postawa zawsze była bardzo wyraźna. Zawsze w największym stopniu starała się o rehabilitację ojca. Wspierali ją także prof. Tadeusz Płużański i Makary Sieradzki, którzy byli skazani razem z jej ojcem – zaznacza prof. Wiesław Jan Wysocki.

Doktor Adam Cyra, historyk z Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, podkreśla, że zarówno kwestia rehabilitacji rotmistrza Pileckiego, jak i jakiekolwiek pozytywne przekazy o bohaterze przed 1989 rokiem były niemożliwe. – Był specjalny zapis cenzury, aby nie dopuszczać do druku tekstów związanych z Pileckim, a jeśli już, to taką decyzję mógłby podjąć tylko zarząd główny cenzury w Warszawie – mówi dr Cyra.

Niestety, i po 1989 roku rehabilitacja rotmistrza Witolda Pileckiego nie była jedynie formalnością. Towarzystwo Opieki nad Oświęcimiem na pierwszą prośbę w tej sprawie skierowaną do prokuratury komunistycznej otrzymało odpowiedź negatywną. Rotmistrza Pileckiego zrehabilitowano dopiero 1 października 1990 roku.

– Sąd przyznał wreszcie, że zarzuty były sfingowane i że Witold Pilecki skazany i stracony w oficjalnym procesie dobrze zasłużył się Polsce – podkreśla prof. Wysocki.

W poszukiwaniu grobu ojca

Sądowa rehabilitacja, choć zmieniła oficjalny wizerunek jej ojca i otworzyła drogę do publicznego zadośćuczynienia rotmistrzowi, nie była kresem działań Zofii Pileckiej. Nadal nieznane było bowiem miejsce pochowania ciała Witolda Pileckiego.

Nadzieję na pewność o miejscu pochówku ojca i ucałowanie jego szczątków dała jej dopiero, ponad dwadzieścia lat po rehabilitacji, działalność ekshumacyjna na warszawskich Powązkach ekipy prof. Krzysztofa Szwagrzyka z wrocławskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. – Pani Zofia praktycznie dwa razy w tygodniu była z nami, więc jest nie tylko gościem, ale jednym z nas – podkreśla prof. Szwagrzyk. Dodaje, że córka rotmistrza Witolda Pileckiego wspiera ekipę, jak tylko może – dobrym słowem, a nawet poczęstunkiem. – Wiem, jak ważne dla niej jest to, co robimy. Mam świadomość, wszyscy mamy tę świadomość, jakie są jej oczekiwania – zaznacza profesor.

Dodaje też, że jest to wyjątkowa osoba, jest to ktoś, przy kim człowiek czuje się dobrze. –Cieszymy się, że mamy możliwość obcowania z panią Zofią, jest to osoba, dla której to, co robimy, ma ogromne, szczególne znaczenie. Bardzo byśmy chcieli, żeby wreszcie nastąpił ten dzień, kiedy będziemy mogli przekazać jej informację, na którą czeka od kilkudziesięciu lat, że udało się zidentyfikować jej ojca. Bardzo bym tego chciał, jak wszyscy zresztą – mówi w imieniu swojej ekipy badawczej prof. Krzysztof Szwagrzyk.

Z kolei prof. Wysocki podkreśla, że Łączka jest dla Zofii Pileckiej-Optułowicz miejscem świętym. – Od dawna była przekonana, że tam spoczywa jej ojciec, a teraz czeka na formalne potwierdzenie swoich nadziei –podkreśla prof. Wysocki.

Dla przyszłych pokoleń

W różnych miejscach naszej Ojczyzny znajdziemy tablice i popiersia upamiętniające rotmistrza. Jedno z nich zostało odsłonięte w kwietniu 2010 roku przed Wyższą Szkołą Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu podczas odbywającego się na uczelni Forum Polonijnego. Warto dodać, że pierwsza z tablic została odsłonięta na długo przed rehabilitacją Witolda Pileckiego, bo w 1979 roku, na kościele świętego Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu z inicjatywy rodziny, a więc także, a może przede wszystkim pani Zofii.

Rehabilitacja w 1990 roku przyniosła jednak znacznie większe możliwości działania dla upamiętnienia postaci i działalności rotmistrza Witolda Pileckiego. Choć początki nie były łatwe, dziś już 25 szkół, drużyn harcerskich, ulic, rond nosi imię bohatera walk o niepodległość Polski.

– Na pewno jest to dla pani Zofii wielka satysfakcja, chociaż trzeba przyznać, że szkoły noszące imię jej ojca zaczęły pojawiać się z olbrzymimi oporami. Jeszcze ta stara materia próbowała się przeciwstawić, przeciwdziałać, często dopiero mobilizacja młodzieży, rodziców, rad pedagogicznych wymuszała imię rotmistrza Pileckiego w szkole. Tak było chociażby w przypadku Grudziądza – przyznaje prof. Wiesław Jan Wysocki.

Profesor podkreśla, że córka rotmistrza lubi spotykać się z młodzieżą i ma z nią dobry kontakt. Jest córką nauczycielki, wychowawczyni i to pewnie ma znaczenie. Ona młodych kocha i stąd ta emocjonalna bliskość i umiejętność nawiązania kontaktu. Młodzi zresztą potrzebują dziś takich bezpretensjonalnych, szlachetnych postaci, dlatego po prostu na spotkaniach z nią wręcz ją chłoną.

Doktor Adam Cyra z kolei wspomina spotkanie ze studentami na Uniwersytecie Jagiellońskim. – Trwało ono ponad 2,5 godziny, aż delikatnie musieliśmy dać do zrozumienia, że pani Zofia musi zdążyć na pociąg – wspomina dr Cyra. W tym roku wiosną w Zabrzu uczestniczył także w spotkaniu przedstawicieli szkół, które noszą imię rotmistrza Pileckiego. – Pani Zofia przywiozła wówczas tubę z mapą Polski, na której zaznaczone były wszystkie szkoły, które noszą imię jej ojca – mówi dr Adam Cyra. – Mam ogromny szacunek i uznanie dla pani Zofii i jej brata za to, jak wspierają działania edukacyjne podejmowane przez szkoły i młodzież. Pani Zofia Pilecka-Optułowicz zamierza utworzyć rodzinną fundację im. Witolda Pileckiego, która wspomagałyby biedne placówki, m.in. Szkołę Podstawową im. Rotmistrza Witolda Pileckiego w Kozikach. Szczególną troską chce otoczyć zdolną młodzież, która nie ma środków na naukę czy opłacenie akademika.

– Dla babci szkoły to żywy pomnik pradziadka – podkreśla jej wnuk Krzysztof Kosior. Jego upamiętnieniu poświęca dziś większość czasu – otrzymuje setki listów, zaproszenia na różne wydarzenia, w wielu z nich uczestniczy. Krzysztof ceni w babci szczególnie jej wielką otwartość na ludzi, w stosunku do których zawsze ma dużo dobroci i ciepła.

Katarzyna Cegielska
Nasz Dziennik

43614