Wspomnienie 1 listopada 1914 roku - apogeum jesiennych walk o Rozwadów
Treść
Tomasz Nowakowski, płk SG rez.
Zastrzeżenie o prawach autorskich: wykorzystanie możliwe z podaniem autora i strony www.
Zbliżająca się wielkimi krokami 103 rocznica październikowo – listopadowych walk o Rozwadów, jak zwykle skłania do refleksji o jej ofiarach. Dlatego wybierając tegoroczne miejsca postawienia krzyży i tabliczek z danymi poległych zamierzałem, by w szczególności przypomnieć żołnierzy poległych jesienią 1914 roku. Taką właśnie koncepcję tegorocznej akcji stawiania krzyży przyjęliśmy też jeszcze latem tego roku.
Jako reprezentatywnych dla pierwszego okresu Wielkiej Wojny można wskazać dwu żołnierzy czeskich, Danka i Popelkę, służących w k.u.k IR 3. Ten pułk, noszący określenie morawskiego, za swego szefa honorowego miał arcyksięcia Karola, zasłużonego dla reformy armii austro-węgierskiej w drugiej połowie XIX wieku. Poborowych do służby rekrutowano z północnych Moraw i Śląska Cieszyńskiego. Co ciekawe jednostka ta była jedną z pierwszych, jaka przybyła w rejon Rozwadowa po ogłoszeniu mobilizacji, jej pododdziały dotarły tu transportami kolejowymi po 2 sierpnia 1914 roku wkrótce po przybyciu tu 54 pułku piechoty, by potem wziąć udział w pierwszych starciach na południe od Kraśnika po 17 sierpnia. Ta właśnie część batalionów 3 pułku piechoty została włączona do 12 Krakowskiej Dywizji Piechoty, działającej w składzie I Korpusu gen. von Kirchbach und Lauterbach w 1 Armii gen. Dankla, biorąc następnie udział w ofensywie na Lublin, a potem w odwrocie za San. Podobnie jak inne oddziały 1 Armii, 3 pułk poniósł w końcu sierpnia i początku września 1914 duże straty w rannych i chorych. Tych ostatnich ewakuowano właśnie do Rozwadowa, który przez dwa pierwsze tygodnie tego miesiąca zamienił się w gigantyczny lazaret, dla rannych wykorzystano wówczas wszystkie większe budynki, w tym kościół parafialny, klasztor, budynek „Sokoła”, baraki na Młodyniu, wreszcie gmach sądu, a i tak część z nich leżała po prostu pod gołym niebem.
Zgodnie z rozkazami Szefa Sztabu Armii Austro-Węgierskiej gen. Conrada, na linii Sanu zamierzano wówczas prowadzić jedynie działania opóźniające, a całość sił miała się cofnąć na linię Dunajca. Z tych względów już po południu 13 września rozpoczęła się ewakuacja Rozwadowa, towarzyszył temu ostrzał rosyjskiej artylerii, który już następnego dnia wywołał pierwsze pożary domów w mieście. Ostatecznie do południa 15 września miasto zostało opuszczone przez stronę austro-węgierską, zdołano stąd jeszcze wywieźć część amunicji i żywności zgromadzonej w rejonie dworca kolejowego. Pociągiem sanitarnym udało się też ewakuować przynajmniej 365 rannych pacjentów Szpitala Polowego 6/9, ale rannych i i chorych nie nadających się do transportu pozostawiono w mieście pod opieką części personelu szpitalnego. Właśnie w tej grupie znało się kilkudziesięciu żołnierzy z 3 pułku piechoty, w tym szeregowi Danek i Popelka. Wśród nich pomiędzy 17 a 27 wrześniem zmarło jeszcze co najmniej 4 ludzi. Pochowano ich w jednym rzędzie, w mogiłach oznaczonych później numerami 244, 245, 246, 248, 249 i 250. Ich koledzy, teraz już jeńcy wojenni, zadbali o trwałe opisanie krzyży, co pozwoliło potem na umieszczenie danych w ewidencji założonej po 1916 roku przez Inspekcję Grobów Wojennych w Przemyślu.
Druga grupa szczególnie upamiętniona w tym roku, to przodkowie mieszkańców północnej części województwa podkarpackiego, służący w k.k. LIR 17 „Rzeszów”, czyli bardziej swojsko żołnierze cesarsko-królewskiej Obrony Krajowej z rzeszowskiego pułku piechoty. Można wśród nich wyróżnić grupę poległych 9 października, kiedy to odzyskano Rozwadów, staczając potyczki ze strażami tylnymi rosyjskiej konnicy, następnie grupę poległych podczas nieudanej próby uchwycenia przyczółka w Brandwicy 10-12 października i wreszcie żołnierzy poległych pomiędzy 19 a 22 października, kiedy to znowu Rosjanie, ściągnąwszy tu 46 Dywizję Piechoty gen. Dołgowa, odzyskali inicjatywę w rejonie Rozwadowa. O tych, jak wtedy mówiono „landwerakach”, pisałem już obszernie w poprzednich tekstach publikowanych na stronie lub FB Fundacji, zainteresowanych odsyłam więc właśnie tam.
Po raz pierwszy przywróciliśmy tak licznie pamięci głównych aktorów tych tragicznych dni – cesarskich strzelców tyrolskich (k.u.k. TKJ) których trzy pułki: 1, 3 i 4 przejęły odcinek frontu zajmowany do 22 października przez 45 Dywizję Piechoty Obrony Krajowej. To właśnie im przypadły w udziale najcięższe zmagania, jakie miały miejsce pod Rozwadowem podczas I wojny światowej. Jak już kiedyś napisałem, tylko pułk 3 i 4 straciły łącznie 130 poległych znanych z nazwiska (w tym 4 oficerów) oraz 10 NN., z czego zachowały się dane 52 poległych z TKJ 3 i 78 poległych z TKJ 4. Z całą pewnością stanowili oni również sporą cześć poległych, wykazywanych w 1918 roku jako „eigene” tj. nieznany żołnierz własnej armii. Dziś, po wielomiesięcznych badaniach licznych źródeł z epoki, nasz zespół ustalił już personalia większości z nich, co zaprezentujemy w przygotowywanej do druku monografii.
Jako najbardziej reprezentatywny dla strzelców tyrolskich jest grób masowy oznaczony potem nr 281 i najbliższe mu parę mogił. We wspomnianym grobie spoczynek znalazło 63 Tyrolczyków i 9 żołnierzy rosyjskich. W większości były to ofiary krwawych walk w dniu 1 listopada 1914 roku, choć analiza dokumentów pokazuje, że mogiłę wykopano już kilka dni wcześniej, a wobec dramatycznych wydarzeń powiększono ją, tak by mogła pomieścić łącznie 72 poległych. Jej relatywnie niewielkie wymiary 8x2m wskazują, ze zwłoki umieszczono tu w paru warstwach, co w napiętej sytuacji i zapowiedzianym już odwrocie wydawało się uzasadnione, choć tego rodzaju praktyk zwykle starano się unikać. Nie ma całkowitej pewności, czy właśnie tu pochowano dowódcę rosyjskiego II batalionu 182 pp, kpt. Nikołaja Owsiannikowa, czy też spoczął tuż obok, w pojedynczej mogile. Jest to prawdopodobne, bo groby kopali i zasypywali jeńcy rosyjscy, właśnie z jego batalionu. Stając przed tabliczką na brzozowym krzyżu, warto zwrócić uwagę na wielki odsetek żołnierzy narodowości włoskiej – poborowych z ówczesnej południowej części Tyrolu, obecnie należącej do Republiki Włoskiej. I co ciekawe, razem ze strzelcami pochowano ich oficera kpt. Alojzego Schmidta, rodem z Pragi. Bo taki właśnie był skład narodowościowy monarchii Austro-Węgierskiej, prawdziwej wieży Babel, w której w równoległym użyciu było aż 11 języków narodowych!
Poległym wtedy co najmniej 114 żołnierzom rosyjskim poświęciliśmy jeden krzyż na mogile zbiorowej, w pobliżu pięknie odnowionego nagrobka szer. Wł. Bożka z 17 pułku piechoty Obrony Krajowej. Szkoda, że dotąd nie odnalazła się jego rodzina żyjąca w rejonie Przeworska, być może pozwoliłoby to na umieszczenie na nagrobku fotografii poległego, która pierwotnie znajdowała się nad tablicą z inskrypcją. Staraliśmy się także zaznaczyć groby innych żołnierzy z Galicji i Węgier, ale w tym wypadku chodzi głównie o zmarłych z ran w 1915 roku w rozwadowskich szpitalach polowych.
Przy okazji stawiania nowych krzyży, naocznie stwierdziłem z kolegami, że działający w imieniu właściciela zarządca nadal toleruje wysypywanie ziemi z kopanych w części cywilnej cmentarza piwniczek. Ziemia ta trafia na teren cmentarza wojskowego, składowane są tam też części z rozbieranych starych nagrobków lastrykowych. Czas by w przededniu 100 rocznicy zakończenia I Wojny Światowej zakończyć z takimi praktykami, uprawianymi tu jak obserwuję, od wielu lat. Oddanie w zarząd nie zwalnia bowiem właściciela z dbałości o takie sprawy, tym bardziej, że chodzi o obiekt chroniony z mocy ustawy z 28 marca 1933 roku o cmentarzach i grobach wojennych (Dz.U. 1933, Nr 39, poz. 311) i wpisany do rejestru zabytków. Jeśli zaś nie czuje się do tego na siłach, może powinien zwrócić cmentarz wojenny Skarbowi Państwa, do którego cmentarz wojenny należał od 1928 do 1998.
Dwa biogramy żołnierzy poległych w Rozwadowie 1 listopada 1914 roku.
Po powrocie z Rozwadowa powróciłem do rutyny pracy badawczej, kontynuując rozpoczęte latem przeglądanie nekrologów w prasie austro-węgierskiej z okresu jesień 1914 – jesień 1915. Niemal od razu natrafiłem wówczas na nekrolog opublikowany 20 listopada 1914 roku przez najbliższą rodzinę jednego z pochowanych tu oficerów.
Obok symbolicznego nagrobka Karla Bauera, spoczywa dr praw Viktor Mandl, w zatartej obecnie mogile nr 295, który służył jako podporucznik rezerwy w cesarskim i królewskim 3 pułku cesarskich strzelców tyrolskich.
Podczas wydarzeń, które dość szczegółowo opisałem w ubiegłym roku na stronie http://www.przywrocmypamiec.pl/pl/78892/169057/Cmentarz_wojenny_w_102_rocznice_walk_o_Rozwadow_w_1914_r.html, ze względu na wcześniejsze duże straty wśród oficerów pułku, Lt Mandl dowodził już 11 kompanią i na jej czele wziął udział w kontrataku zorganizowanym w godzinach rannych pomiędzy Charzewicami a Pilchowem, dokąd o świcie 1 listopada, po nocnej przeprawie przez San dotarli rosyjscy żołnierze II baonu kpt. Nikołaja Owsiannikowa ze 182 Grochowskiego pułku piechoty. Ponieważ do południa 1 listopada Tyrolczycy zostali panami pobojowiska, niemal natychmiast przystąpiono do pochówków poległych, wykorzystując do pracy wziętych do niewoli licznych żołnierzy rosyjskich. W efekcie m.in. powstała mogiła nr 281, którą jak wspomniałem wcześniej, w tym roku oznaczyliśmy krzyżem i tabliczką z imienną listą pochowanych, z których co najmniej 27 zginęło właśnie w tym dniu.
Viktor Mandl, urodzony w 1885 roku w Weiz koło Radegund, ukończył studia prawnicze w Wiedniu i uzyskał nominację na sędziego Sądu Powiatowego w Fürstenfeld. Tu zawarł związek małżeński z córką właściciela miejscowego browaru. Różne źródła podają nieco inne miejsce jego śmierci, jedno jest pewne, że nastąpiło to podczas kontrataku zorganizowanego ok. godz. 10.00, mającego w zamyśle wyprzeć Rosjan za San. Patrząc na nekrolog opublikowany w Grazer Volksblatt, warto uświadomić sobie, że już po kilkunastu miesiącach, wojna pochłonęła kolejna ofiarę z jego rodziny - w marcu 1916 roku zginął jego młodszy brat Hans Mandl, który z kolei zdecydował się na karierę zawodowego wojskowego (początkowo w 4 pułku artylerii fortecznej), by w 1912 po przejściu szkolenia lotniczego rozpocząć służbę w powstającym właśnie lotnictwie.
Również w bezpośredniej bliskości symbolicznego nagrobka Karla Bauera, w obecnie zatartym grobie nr 296, spoczął kolejny oficer Cesarskich Strzelców Tyrolskich, podporucznik rezerwy Josef Torday. Urodzony w 1888 roku w Budapeszcie w wielodzietnej rodzinie, ukończył prawo na tamtejszym Uniwersytecie, uzyskując stopień doktora praw. Jednoroczną ochotniczą służbę wojskową odbył w k.u.k. TKJ 3, awansując na Kadettaspiranta, a po odbytych ćwiczeniach, tuż przed wybuchem wojny awansował do stopnia Leutnant in der Reserve. Służył w randze komisarza w budapesztańskiej policji, był też aktywnym sportowcem, działającym w Klubie Wioślarskim „Neptun”. Do wojny nie zawarł związku małżeńskiego, choć przed mobilizacją zdążył się jeszcze zaręczyć. Po wybuchu wojny, początkowo był dowódcą plutonu w 6 kompanii k.u.k. TKJ 3, a potem objął jej dowództwo. Już w pierwszych walkach kilkakrotnie wyróżnił się swą postawą, za co we wrześniu 1914 roku odznaczono go Medalem za Dzielność Signum Laudis, w październiku zaś otrzymał pochwałę w rozkazie Naczelnego Dowódcy Armii, arcks. Fryderyka. Odznaczono go również Wojskowym Krzyżem Zasługi (z dekoracją wojenną), ale wydaje się, że nastąpiło to pośmiertnie, bo nadanie ogłoszono dopiero w grudniu 1914 roku.
Trudno powiedzieć coś bliższego o okolicznościach jego śmierci w dniu 1 listopada – najprawdopodobniej poległ jeszcze w początkowej fazie zaskakującego ataku rosyjskich żołnierzy ze 182 Grochowskiego pp, na pewno było to w rejonie Pilchowa. Warto zwrócić uwagę, że o powodzeniu rosyjskiego ataku na tym etapie, zaważyła nie tylko pora, o której go rozpoczęto (ok. 4.00 rano) i skryte zbliżenie się pod okopy Tyrolczyków, ale także użycie przez nacierających granatów ręcznych, stanowiących jeszcze prawdziwe novum w uzbrojeniu. Z tymi ostatnimi obrońcy rejonu Rozwadowa mieli do czynienia po raz pierwszy, dzięki czemu Rosjanie stosunkowo łatwo zajęli przedni skraj obrony. Na dobrą sprawę, dopiero kiedy nacierającym skończyły się granaty, strzelcy tyrolscy zdecydowanymi kontratakami odparli Rosjan nad San, biorąc przy tym znaczne ilości jeńców. Lt Torday został tego samego dnia pochowany przez swych żołnierzy w pobliżu miejsca, gdzie poległ. Dopiero późną jesienią (październik-grudzień) 1915 roku, podczas oczyszczania pobojowisk w okolicy przez jednostki etapowe 4 Armii, przeniesiono jego zwłoki na teren porządkowanego właśnie cmentarza wojennego i pochowano je w centralnej części, w tzw. kwaterze oficerskiej.
Na koniec jeszcze refleksja: zbliża się nieubłaganie 100 rocznica zakończenia I wojny światowej. Na polach bitew Wielkiej Wojny, nad Sanem, w Karpatach, pod Tannenbergiem, Gorlicami i Łuckiem, ale także pod Verdun i Sommą, w potokach krwi setek tysięcy poległych, tworzyły się prawdziwe podwaliny wolności naszej ojczyzny. To właśnie te ofiary zdecydowały ostatecznie o upadku państw zaborczych, a tym samym o możliwości sięgnięcia przez Polaków po niepodległość w 1918 roku. Dziś jakoś dziwnie wygodnie jest nie pamiętać o tych poległych, na których szczątkach wykuwała się niepodległość Rzeczypospolitej Polskiej. A wystarczyłoby przynajmniej utrzymywać w godnym stanie miejsca ich spoczynku, takie jak rozwadowski cmentarz wojenny...