Cmentarz wojenny w 102 rocznicę walk o Rozwadów w 1914 r
Treść
Tomasz Nowakowski, płk SG rez.
Zastrzeżenie o prawach autorskich:
wykorzystanie całości lub części możliwe za podaniem autora i adresu strony www
Po wrześniowym odwrocie wojsk austro-węgierskich na linię Wisły, Dunajca i Białej, z Rozwadowa pozostały w znacznej części zgliszcza – był to wynik parudniowego pożaru wywołanego ostrzałem miejscowości przez artylerię rosyjskiego XIV Korpusu. Pierwsze pociski padły na miasto w południe 13 września, trudno powiedzieć co było ich celem, bo znajdowały się tu wyłącznie jednostki austro-węgierskich służb tyłowych, w rodzaju szpitali polowych oraz polowych magazynów żywnościowych i amunicyjnych. Pożaru nie byli w stanie opanować mieszkańcy ani stacjonujące tu oddziały robocze Landsturmu, spowodował on exodus części ludności cywilnej, ewakuowano też sąd, urząd skarbowy i pocztę. Jako ostatni Rozwadów opuścili kolejarze, a świtem 17 września ostatni maruderzy.
Brak energicznych działań ze strony rosyjskiej umożliwił stronie austro-węgierskiej sprawny odwrót, cofnięte wojska otrzymały uzupełnienia w postaci podciągniętych II i III marszbatalionów. Dostarczono zapasy amunicji i zaopatrzenia, dzięki czemu na przełomie września i października strona austro-węgierska przeszła do kontrofensywy. Już 8 października jej przednie oddziały zbliżyły się do Sanu, opóźniane przez tylne straże cofających się teraz Rosjan. W kierunku Rozwadowa nacierała c.k. 45 Dywizja Piechoty Obrony Krajowej gen. mjr Gustava Smekala wchodząca w skład przemyskiego X Korpusu, jednostka specyficzna, bo w jej 90 Brygadzie Piechoty znajdowały się dwa pułki Obrony Krajowej c.k. 17 „Rzeszów” (d-ca płk Lober von Karstenrod) i 34 „Jarosław”(d-ca płk Wlaschutz) składające się niemal w całości z polskojęzycznych mieszkańców Galicji. Pobór do nich prowadzono bowiem w ówczesnych powiatach Tarnobrzeg, Nisko, Mielec, Kolbuszowa, Rzeszów, Łańcut, Przeworsk, Jarosław, Cieszanów, Mościska, Rawa Ruska, Gródek i Rudki. Zgodnie z obowiązującymi przepisami oznaczało to, że służąca w nich kadra zawodowa musiała znać przynajmniej podstawowy zasób słownictwa w „Regimentssprache” czyli w języku polskim.
Już 8 października doszło do potyczek z rosyjskimi oddziałami osłonowymi na zachód od Rozwadowa, który z marszu został zaatakowany następnego dnia. Próbowano przy tym uchwycić niezniszczony most pontonowy w Brandwicy. Podczas tego natarcia szczególnie ciężkie straty poniósł III batalion 17 pp i jego 9. kompania, posuwające się w czołówce – wśród poległych znaleźli się wówczas Władysław Bożek i Jan Mędlowski, których kamienne nagrobki przetrwały do dnia dzisiejszego. Zginął również dowódca 12. kompanii, kpt. Ludwig Botte rodem z Czech, pochowany w kwaterze oficerskiej.
Fragment urzędowej Listy Strat (Verlustliste) zawierającej obwieszczenie o śmierci Władysława Bożka, szeregowego rezerwy zapasowej, który zginął podczas próby uchwycenia przyczółka pod Brandwicą. Obecnie Fundacja podjęła starania by odnowić jego kamienny nagrobek wystawiony przez najbliższą rodzinę przed 1918 r. Pierwotnie na nagrobku z piaskowca umieszczona była fotografia poległego żołnierza i czarna tablica epitafijna.
|
Rosjanie nie zamierzali bronić się na lewym brzegu Sanu i do 12 września, po zniszczeniu mostu pontonowego, ich siły w całości znalazły się po drugiej stronie rzeki. Mimo to prowadzili artyleryjski ostrzał rozpoznanych pozycji „landweraków” - jego ofiarą padło do 12 października kilku żołnierzy (Tabaka, Kostyszyn, Dudek) kompanii sztabowej 45 Dywizji Obrony Krajowej, których pochowano z Mendlowskim, bądź obok niego. W następnych dniach nastąpiło uspokojenie odcinka frontu pod Rozwadowem, głównie przyczynił się do tego wysoki stan wody w Sanie, będący wynikiem trwających całą pierwszą października dekadę opadów deszczu oraz fakt że Rosjanie przegrupowywali wojska i podciągali zaopatrzenie. Tu warto dodać, że tym razem ze względu na bliskość linii okopów ciągnących się w rejonie wałów przeciwpowodziowych, strona austro-węgierska nie rozwinęła szpitala dywizyjnego czy korpuśnego w zniszczonym mieście – ten założono dopiero w Zaleszanach, w budynku kościoła. W mieście i najbliższej okolicy funkcjonowały jedynie pułkowe bądź batalionowe punkty pomocy medycznej.
Na nowo front ożył tu od 18/19 października 1914 r., tym razem inicjatywę przejęła strona rosyjska. Po przegrupowaniu na odcinek rozwadowski dotarła 46 Dywizja Piechoty gen. mjr D. A. Dołgowa w składzie 181, 182, 183, 184 pp, której żołnierze realizując zamiary Dowódcy Frontu Południowego, na nowo rozpoczęli działania zaczepne. Brak środków przeprawowych spowodował, że uchwycone na zachodnim brzegu rzeki przyczółki były początkowo na tyle niewielkie, że landwerzyści obsadzający dość rzadko okopy ciągnące się wzdłuż wałów nad Sanem, byli się wstanie z nimi uporać. Lokalne kontrataki landwerzystów w dniach 19-21 października, zlikwidowały niewielki przyczółek w rejonie Brandwicy, ale przyniosły kolejne straty. W sumie do 22 października c.k. 17 pp „Rzeszów” stracił pod Rozwadowem 31 poległych i 113 rannych – niektórzy z nich jak np. Jan Krupski zmarli podczas ewakuacji w szpitalu w Zaleszanach i tam ich pochowano.
Kolorowana pocztówka z 1915 r. przedstawiająca epizod walk nad Sanem – wg opisu w okolicach Rudnika. Wykonana na podstawie zdjęcia z epoki oddaje znakomicie charakter walk jesiennych podczas tzw. Bitwy Nadsańskiej, toczonej od 9 października do 3 listopada pomiędzy Gorzycami a a Przemyślem. W początkowym i końcowym okresie bitwy utrzymywała się deszczowa i mglista pogoda. Pierwsza linia okopów austro-węgierskich przebiegała wzdłuż wałów przeciwpowodziowych, często z konieczności ograniczając się do wnęk strzeleckich dla jednego żołnierza, zwraca uwagę zupełne niedopasowanie kolorystyki mundurów do barwy otoczenia.
|
23 października 1914 r. nastąpił, jak to mówili szeregowi żołnierze, „luzunek” - cała 45 Dywizja Obrony Krajowej odeszła w stronę Sandomierza, by wziąć potem udział w ofensywie na Dęblin, a pozycje po landwerzystach zaczęła przejmować 8 Dywizja Piechoty gen. mjr. Ludviga von Fabini, wykrwawiona wcześniejszymi walkami w rejonie Leżajska i Niska. Na odcinku rozwadowskim znalazły się teraz 3 i 4 pułk cesarskich strzelców tyrolskich, uchodzące za elitę armii. Rejon Pława zajął 1 pcst. Od Wólki Turebskiej ku ujściu Sanu front obsadzała teraz c. i k. 6 Dywizja Kawalerii, a od Malców c. i k. 3 DPiech z macierzystego XIV Korpusu. Należy zwrócić uwagę, że do czasu dotarcia w rejon Rozwadowa Tyrolczyków przez parę dni część okopów obsadził 13 Batalionu Strzelców Polowych (FJB).
Już po przejęciu pozycji okazało się, że przynajmniej w rejonie Karnat żołnierze rosyjscy znajdują się na zachodnim brzegu rzeki. Wysłane wieczorem 24 października przez 3 pcst patrole wykryły silną grupę przeciwnika w zaroślach nad Sanem – był to część jednego z batalionów 182 Grochowskiego pp, odpowiadająca 1 i ½ kompanii. Próba nocnego natarcia siłami 7. kompanii 3 pcst została odparta przez Rosjan, poległo przy tym 7 Tyrolczyków, a 6 było rannych. Ponowną próbę likwidacji przyczółka 182 pp pod Karnatami strona austro-węgierska podjęła 26 października, ale obrońców przyczółka, wzmocnionych przez kolejne dwie kompanie, wspomógł teraz ogień artyleryjski dział rosyjskiej 46 Brygady Artylerii, która dotarła właśnie w rejon Rozwadowa. To przesądziło o załamaniu się ataku Tyrolczyków z 3 pcst. Tylko wspominana 7 kompania 3 pcst zameldowała o 12 zabitych i 16 zaginionych, nie licząc rannych. Na marginesie szczątki poległych w parotygodniowych walkach pod Karnatami spoczywają tam do dzisiaj – nie tak dawno rozjeżdżona quadami ziemia znowu odsłoniła kości żołnierzy. Nocą 27 października rosyjscy saperzy wybudowali kładkę w rejonie Posania, jednak pierwsze próby przeprawy przez nią załamały się pod ogniem Tyrolczyków. W dniach 28 – 31 października sytuacja w okolicach Rozwadowa nieco się uspokoiła, mimo że Rosjanie systematycznie przerzucali na zachodni brzeg Sanu niewielkie ilości ludzi i zaopatrzenie dla znajdujących się tam już pododdziałów. Udało im się uchwycić kolejny przyczółek między Posaniem a Malcami, gdzie wylądowała część 184 Warszawskiego pp. Jego próbę likwidacji podjęto 29 października, przeznaczając do tego 8 batalionów wydzielonych przez gen. mjr. Fabiniego, ta grupa otrzymała silne wsparcie własnej artylerii.
Pozycje 59 pp w okolicy Malców sfotografowane w pogodny październikowy dzień. Między 12 a 18 października na froncie pomiędzy Gorzyczami a Niskiem panował względny spokój, który strona austro-węgierska wykorzystywała na rozbudowę pozycji obronnych. Zgodnie z ówczesnymi zaleceniami okopy otrzymywały strzelnice kryte balami osypanymi ziemią i darnią. Miało to chronić przed ostrzałem pociskami typu szrapnel. (źródło: monografia 59 IR autorstwa M. v. Hoena) |
Następnego dnia w południe 46 Brygada Artylerii na rozkaz gen. Dołgowa rozpoczęła całodzienny ostrzał odcinka frontu od Karnat do Posania. Podpaliwszy najpierw zabudowania Karnat, rosyjscy artylerzyści ześrodkowywali ogień na kolejnych miejscowościach w górę Sanu. Tylko na Pławo wystrzelili ponad 300 pocisków, głównie z haubic 122 mm, jeden z granatów eksplodował w zabudowaniach zajętych na pułkowy punkt medyczny 1 pcst, ciężko raniąc znajdujących się tam sanitariuszy, zginęła też cała rodzina właścicieli. Ostrzał pokazał jednocześnie jak słabe były okopy wyryte w piaszczystej glebie nad Sanem, co więcej w tym samym dniu w szeregach austro-węgierskich pojawiły się pierwsze przypadki cholery. Niezwykła celność i skuteczność ognia artyleryjskiego spowodowała w szeregach austro-węgierskich podejrzenia, że ludność miejscowa dawała sygnały Rosjanom – wydaje się że w związku z tym podjęto jakieś represalia w stosunku do mieszkańców pozostających w bezpośredniej bliskości frontu, brak jednak materiałów pozwalających ustalić ile i jakich osób nimi objęto. Tymczasem wytłumaczenie tego leżało w nowoczesnym wyszkoleniu rosyjskiej artylerii, stosującej kierowanie ogniem przez wysuniętych obserwatorów, czego strona austro-węgierska jeszcze nie nauczyła się stosować. Łatwości wykrycia pozycji austro-węgierskich sprzyjał też źle dobrany kolor umundurowania polowego – hechtgrau(siwy) wyraźnie odcinający się od brunatno-zielonego jesiennego tła.
Jeśli warunki pozwalały, poległych starano się grzebać na miejscowych cmentarzach. Prasowe zdjęcie z pocz. 1915 r. (źródło: Wiener Ilustrierter) pokazuje pogrzeb węgierskiego oficera huzarów gdzieś w Karpatach koło grekokatolickiej cerkwi. Egzekwie odprawia kapelan wojskowy, nad dołem zgromadzili się koledzy poległego.
|
Prawdziwe apogeum walk o Rozwadów i jego okolice zaczęło się nocą z 31 października na 1 listopada, kiedy to rosyjska 46 DPiech przystąpiła do systematycznego natarcia. O 23.00 jej artyleria otwarła ogień na drugą linię obrony i miejscowości, w których kwaterowały rezerwy. Pod jego osłoną rozpoczęto przeprawę dalszych sił 182 i 184 pp w Karnatach i Posaniu, tym razem z wykorzystaniem dostarczonych pontonów. Przed 4.00 na przyczółek w Karnatach przewieziono cały II batalion 182 pp, którego dowódca kpt. Nikołaj Owsiannikow otrzymał rozkaz uderzenia na Charzewice i Rozwadów. Słaba obsada pierwszej linii austro-węgierskich okopów nie była w stanie temu zapobiec, a na dodatek w szeregach znalazło się teraz wielu nieostrzelanych żołnierzy z uzupełnień dowiezionych dopiero rankiem 30 października do Tarnobrzega. Z kolei artyleria c. i k. 8 DPiech., której brakowało amunicji zużytej w poprzednich dniach, zmuszona do oszczędzania amunicji nie mogła prowadzić ognia zaporowego do niewidocznych celów. Jeszcze przed świtem około 5.00 Tyrolczycy tkwiący bez snu w okopach ujrzeli gęste tyraliery Rosjan ruszające z rejonu Karnat na ich okopy – to wyszło natarcie II batalion 182 pp. Na odcinku prawoskrzydłowego II baonu 3pcst atakujący natrafili na lukę w obsadzie pierwszej linii okopów i przedostali się na tyły, prąc dalej ku północno-wschodniemu skrajowi Rozwadowa i Charzewic. Co ciekawe żołnierze rosyjscy dysponowali granatami ręcznymi, co okazało się niespodzianką dla nie znających tej broni Tyrolczyków. Na szczęście obrońców, ich zapas szybko im się wyczerpał. Sytuację uratował zorganizowany pośpiesznie kontratak ostatnich rezerw 3 i 4 pcst, wsparty przez baterię dział polowych strzelającą z najbliższej odległości kartaczami – jej pozycje znajdowały się w zagajniku obok miejscowości Sochy. O 7.30 zginął dowódca rosyjskiego batalionu kpt. Owsiannikow, co ostatecznie załamało Rosjan, którzy rzucili się do ucieczki w kierunku Sanu. Na marginesie oficer ten został pochowany potem w Rozwadowie, ale podczas porządkowania cmentarza późną jesienią 1915, najwyraźniej nie istniała już tabliczka na jego grobie, w związku z czym nie został ujęty w sporządzonej później dokumentacji cmentarza wojennego.
Z inicjatywy młodszych oficerów strzelcy cesarscy ruszyli w pościg za cofającymi się Rosjanami, odbijając Karnaty, Posanie i część utraconej pierwszej linii okopów. 200 żołnierzy rosyjskich rzuciło broń i poszło do niewoli, zdobyto też 2 ckm syst. Maxima. Mimo tego ich towarzysze potrafili przejść do twardej obrony, po czym wyprowadzili natarcie w kierunku na Sochy. Udało im się nawet przejściowo zdobyć dwie austriackie armaty polowe. Tu znowu sytuację uratował zdecydowany kontratak rezerw 3 pcst. Odzyskano armaty, biorąc do niewoli kolejnych 50 Rosjan. W ocenie dowódcy 8 DPiech. sytuacja była na tyle poważna, że do Rozwadowa skierowano z podległych mu rezerw 1 Batalion Strzelców Polowych, z marszu wprowadzając go do walki. W tym samym czasie pododdziały 89 Biełomorskiego i 93 Pieczorskiego pp z rosyjskiej 23 DPiech. podjęły próbę przeprawy pod Kępą Rzeczycką. Ostatecznie znalazło się tam ok. jednej kompanii, w wyniku czego również tu rozgorzały walki. W końcu po południu Rosjan zepchnięto na sam brzeg Sanu.
Do końca dnia zginęło 80 Tyrolczyków, w tym 4 oficerów oraz 1 żołnierz z 1 FJB. Największe straty poniósł 4 pcst, w pozostałych pułkach było one znacznie mniejsze. Zwłoki większości poległych z 4 pułku zostały nocą przetransportowane na cmentarz, gdzie jeńcy rosyjscy wykopali dla nich wspólny grób, oznaczony potem numerem 281, spoczęło w nim 63 Tyrolczyków i 9 Rosjan. Postawiono na nim proste krzyże z tabliczkami z nazwiskami poległych, co umożliwiło potem sporządzenie dokładnej dokumentacji pochówków. A tak te wydarzenia przedstawił oficjalny komunikat austro-węgierskiego Sztabu Generalnego, wydany 2 listopada 1914 r. przez gen. mjr. Höfera: W walkach nad Sanem, mianowicie pod Rozwadowem, Rosjanie ponieśli ciężkie straty. Wzięto do niewoli 400 jeńców, zdobyto 3 karabiny maszynowe.
Rosjanie w walkach nad Sanem ponosili równie wielkie straty co strona austro-węgierska. Zdjęcie z pocz. listopada 1914 r. przedstawia resztki jednej z kompanii rosyjskich, po zakończeniu walk w rejonie Sieniawy.
|
Nocą z 1 na 2 listopada Rosjanie przeprawiali w rejonie Kępy Rzeczyckiej dalsze siły, stopniowo rozbudowując ograniczony wcześniej przyczółek. Przez cały dzień 2 listopada trwał wzajemny ostrzał pozycji i lokalne ataki niewielkich sił, w wyniku czego poległo kolejnych 38 Tyrolczyków. Tego dnia k.u.k. Armee Oberkommando zdecydowało o ponownym odwrocie armii austro-węgierskich, jednak odpowiednie rozkazy do jednostek utrzymujących pierwszą linię wysłano dopiero późnym wieczorem – zgodnie z nimi należało przed świtem, możliwie bezgłośnie wycofać się na Grębów i Tarnobrzeg. 3 listopada rano na miejscu pozostać miały jedynie oddziały osłonowe tworzące straż tylną: w majątku w Charzewicach, w rejonie odkrywki gliny w Posaniu i na wschodnich skrajach Rozwadowa i Pława – jeszcze tej nocy miały one niepokoić Rosjan napadami ogniowymi i działaniami silnych patroli. Korzystając z tej aktywności, wymarsz pododdziałów ściągniętych nocą z okopów nad Sanem nastąpił do godziny 7.00. Straże tylne rozpoczęły odwrót dopiero wraz z początkiem ostrzału artyleryjskiego opuszczonych pozycji nad Sanem w późnych godzinach rannych. Nie zabrakło jednak ofiar – m. in. dwie kompanie 1 pcst w ciemności ostrzelały się wzajemnie, tracąc kolejnych żołnierzy, od pocisków artyleryjskich poległo również nieco żołnierzy ze straży tylnej – łącznie było to 21 ludzi. Tytułem komentarza należy dodać, że poległych w dniach 2 i 3 listopada zwykle pogrzebano prowizorycznie w miejscu śmierci, ale w pewnej ilości przypadków zrobili to mieszkańcy już po 4 listopada. Rosyjskie patrole dopiero ok. 8.00 dnia 3 listopada 1914 r. stwierdziły opuszczenie większości pozycji przez przeciwnika, ale zanim ich meldunki dotarły do dowódcy 46 DPiech i zanim wydano rozkazy do pościgu, zrobiło się południe, na dodatek kiedy pierwsze rosyjskie pododdziały ruszyły w końcu ku zachodowi, dostały się pod ogień artylerii sąsiedniej rosyjskiej 23 DPiech. Ostatecznie więc dopiero ok 14.00 Rosjanie wkroczyli do zamienionego w zgliszcza Rozwadowa.
„Jak to na wojence ładnie kiedy...” na zdjęciu wykonanym latem 1915 r. na Lubelszczyźnie fotograf uchwycił scenę prowizorycznego pochówku poległego żołnierza rosyjskiego przez mieszkańców pobliskiej wioski. Takie pochówki dokonywane prowizorycznie w miejscu śmierci, były koniecznością ze względów sanitarnych. Planowe porządkowanie pobojowisk na obecnych terenach RP zaczęło się od jesieni 1915, kiedy to służby tyłowe armii austro-węgierskiej i niemieckiej wykorzystując jeńców rosyjskich przeprowadziły pierwsze komasacje poległych do wybranych punktów – jednym z takich miejsc był Rozwadów. Od 1916 roku na Nadsaniu zajmowała się tym specjalnie utworzona jednostka Inspekcja Grobów Wojennych w Przemyślu, kontynuująca te prace do jesieni 1918 r. Do 1922 sprawami tymi zajmowały się tym Wojskowe Urzędy ds Opieki nad Grobami Wojennymi,utworzone przez Ministra Spraw Wojskowych.
|
Autor szczegółowej monografii pułków tyrolskich Ernst Wisshaupt twierdził, że nie pozostawiono w Rozwadowie i okolicach ani jednego rannego, fakty wyglądają zgoła inaczej. Z zapisków księgi zmarłych parafii rozwadowskiej wynika, że w punktach opatrunkowych pozostawiono najciężej rannych, których transport ze względów medycznych nie był wskazany. Było to łącznie co najmniej 17 Tyrolczyków z 1,3 i 4 pcst i 2 żołnierzy z innych jednostek. Zmarli oni pomiędzy 4 a 22 listopada i zostali pochowani przez mieszkańców i proboszcza. Trzeba jednak pamiętać, że pozostawianie najciężej rannych było wręcz powszechną praktyką. Tak zapamiętał to Sławoj Felicjan Składkowski, ówczesny lekarz V batalionu późniejszej I Brygady Legionów Polskich: Księżyc oświetlił zabudowania folwarczne, gdzie jeszcze rano stał zakład sanitarny c. i k. 46 DPiech. Wszędzie pusto i cicho, ludność uciekła do lasów, folwark jak wymarły. Zauważyliśmy na jednej ze stodół chorągiew Czerwonego Krzyża, pozostawioną przez Austriaków. Postanowiliśmy ja zabrać. Ledwie zaczęliśmy ją zwijać, gdy ze stodoły doszedł nas jęk i jakieś głosy. Kiedy zaświeciliśmy latarką... zdrętwieliśmy. Wielka stodoła, wymoszczona słomą, pełna była ciężko rannych, których zostawili tu Austriacy. Było ich chyba ze stu, jak nie więcej, mowy nie było o ich zabraniu...
Postęp badań historii cmentarza wojennego w Rozwadowie
Nasz zespół dotarł do kolejnych źródeł pozwalających na dalszą identyfikację żołnierzy pochowanych w Rozwadowie. Są to imienne listy strat sporządzone przez niektóre jednostki wojskowe w 1916 r. (m. in. 1, 3 i 4 pcst, 20, 54, 56, 57 pp). Oprócz podstawowych danych o poległym, wymieniają one miejsce śmierci i pochówku żołnierza. Dzięki temu lista znanych poległych obejmuje już 618 nazwisk, a można się spodziewać że dojdzie do niej jeszcze przynajmniej kilka. W wielu przypadkach zawarte w nich informacje pozwalają uzupełnić wcześniejszą ewidencję o szczegóły związane z miejscem i datą urodzenia, bądź przebiegiem służby wojskowej. Niestety w znacznej części poległym zidentyfikowanym z pomocą w/w list nie będzie można przypisać numeru grobu.
Nawet dziś, dzięki nekrologom z epoki, możemy zobaczyć twarze niektórych poległych spoczywających w Rozwadowie (www. sterbebilder.schwemberger.at). Tu rezerwista Jg. Johann Neurauter z 1 kompanii 4 pcst, który urodził się w 1883 r. w miejscowości Fiss w prowincji Vorarlberg. Zginął 29 października 1914 r. i został pochowany go w grobie oznaczonym potem nr 215.
|
Podczas wykładu wygłoszonego w Muzeum Regionalnym wiosną tego roku (https://www.youtube.com/watch?v=H5k16Y-KfF8) postawiłem tezę, że ostatnim pochowanym tu żołnierzem Wielkiej Wojny był Jan Studecky z kompanii asystencyjnej wydzielonej przez c.k. 8 Pułk Strzelców (SchR, jak od 1917 nazywano pułki Landwehry), pogrzebany 7 czerwca 1918. Tymczasem analiza ksiąg metrykalnych wskazuje jeszcze jeden późniejszy pochówek – 21 listopada 1918 r., a więc już w niepodległej Polsce, z pociągu jadącego na wschód, wyładowano zmarłego na grypę hiszpankę jeńca rosyjskiego lat ok. 30, usiłującego powrócić do domu. Został on pochowany przez proboszcza w dwa dni później na cmentarzu wojskowym.
Dokument przechowywany w Archiwum Narodowym w Krakowie przedstawiający wyrys z danych katastralnych miasta Rozwadów, sporządzony we wrześniu 1918 r., pokazujący stosunki własnościowe w rejonie dzisiejszego cmentarz parafialnego. Działki na których austro-węgierskie władze wojskowe utworzyły cmentarz wojenny stanowiły własność urzędnika sądowego Karola Jarosza, który karierę zawodową zaczynał w rozwadowskim c. i k. Sądzie Rejonowym, a potem pracował w nowosądeckim c. i k. Sądzie Powiatowym. K. Jarosz starał się aktywnie o uzyskanie wysokiego odszkodowania, motywując to że działki były przewidziane pod zabudowę, a ponadto utracił dochód od dzierżawcy, który do 1914 r. wykorzystywał je pod uprawy. Sprawę ta załatwiły dopiero władze II Rzeczypospolitej dokonując w 1928 r. przejęcia działek za odszkodowaniem przez Skarb Państwa (reprezentowany przez Starostę Tarnobrzeskiego). Działkę z cmentarzem wojennym przekazano następnie w zarząd magistratowi Rozwadowa.
|
Badania w prowadzone w swoim czasie w Archiwum Akt Nowych w Warszawie pozwoliły ustalić, że w pewnym okresie sprawy cmentarza rozwadowskiego nadzorowała komórka właściwa d/s robót publicznych Urzędu Wojewódzkiego we Lwowie. Z inicjatywy Wojewody Lwowskiego, Starosta Tarnobrzeski przeprowadził wówczas regulację spraw związanych z własnością działki – jak wiadomo roszczenia Karola Jarosza, nie zostały zaspokojone przez władze austro—węgierskie wskutek upadku monarchii Habsburgów. W 1928 r. działkę przejął Skarb Państwa, w związku z czym założono dla niej księgę wieczystą. Można się tylko domyślać, że jak wszystkie nacjonalizacje z okresu II RP, została ona przeprowadzona za należytym odszkodowaniem. Zarząd nad cmentarzem wojennym przekazano Magistratowi Rozwadowa. Tak więc w momencie powstawania, a następnie w latach 1918-39, cmentarz wojenny stanowił odrębną działkę, przy czym od 1928 r. stanowiła ona własność Rzeczypospolitej. Podobny stan prawny istniał przez długie lata po 1945 r. To właśnie z tego względu, przynajmniej do 1999 r. władze miasta Rozwadów, a potem Stalowa Wola poczuwały się do wykonywania różnych prac na cmentarzu wojennym, np. wybudowały ogrodzenie itp.