Klejnot na szańcach Warszawy
Treść
Pamiętany głównie ze względu na swoją bohaterską postawę w chwili obrony stolicy w 1939 roku i męczeńską śmierć, której okoliczności czekały na wyjaśnienie aż 75 lat, Starzyński zasługuje wszakże na hołd także za to, czego dokonał wcześniej. Jego niezłomność w obliczu niemieckiej agresji i kaźń zgotowana mu przez najeźdźcę były bowiem w pewien sposób symbolicznym dopełnieniem całego życia tego niezwykłego człowieka. Nawet jednak bez tego tragicznego domknięcia jego losu, bez tej – jakże polskiej! – dramatycznej śmierci, pamiętalibyśmy tego prezydenta Warszawy jako wielkiego propaństwowca i niezwykle zasłużonego gospodarza stolicy, który gdyby ocalał, gdyby przeżył wojnę, wpadłby zapewne w łapy ubeckich oprawców i dziś szukalibyśmy jego szczątków w dołach śmierci na powązkowskiej Łączce.
Ów bohater Warszawy był warszawiakiem z pochodzenia. Wychowany w pielęgnującej niepodległościowe tradycje, patriotycznej rodzinie (dziadek był powstańcem listopadowym), już przed I wojną światową jako nastolatek angażował się w działalność polityczną, za co, mając zaledwie 17 lat, odsiedział wyrok w warszawskiej Cytadeli. Był członkiem Związku Strzeleckiego i Centralnego Związku Młodzieży Postępowej. Jako żołnierz Legionów Polskich przeszedł cały szlak bojowy I Brygady, a kilka lat później zasłużył się w Bitwie Warszawskiej. Nie ma więc wątpliwości, że gdyby nie śmierć poniesiona z rąk Niemców, wkraczające w 1944 do Polski NKWD nie darowałoby mu ani bohaterstwa w walce z armią Budionnego (Starzyńskiego odznaczono wprawdzie orderem Virtuti Militari dopiero we wrześniu 1939 roku, ale już w międzywojniu uhonorowano go Krzyżem Walecznych), ani wydanych w latach dwudziestych publikacji na temat Rosji sowieckiej, w których m.in. krytykował politykę narodowościową Stalina.
Olimpiada i metro
Jako ekonomista z wykształcenia i urodzony organizator Starzyński pełnił w polskim wojsku nie tylko służbę frontowego żołnierza, ale także przyjmował powierzane mu funkcje administracyjne. Nabyte w armii doświadczenie spożytkował, pracując później w administracji państwowej. Był zatrudniony w ministerstwie skarbu, gdzie z dyrektora Departamentu Ogólnego awansował z czasem do rangi wiceministra. Równolegle do swoich praktycznych działań członka władzy wykonawczej tworzył też teoretyczne zręby gospodarczej polityki państwa, m.in. opracowując w 1926 roku całościowy projekt koniecznych reform i kierunków rozwoju Polski zatytułowany „Program rządu pracy w Polsce”. W latach trzydziestych propagował swoje wizje także jako członek ciał ustawodawczych: najpierw jako poseł na Sejm, a następnie jako senator z ramienia BBWR.
Mimo przekonania, że rozwiązania demokratyczne mogą okazać się zgubne dla państwa, i popierania w związku z tym autorytarnej władzy Józefa Piłsudskiego, sam jako mianowany odgórnie w 1934 roku komisaryczny prezydent stolicy doprowadził do zdemokratyzowania warszawskiego samorządu, przeprowadzając w 1938 roku municypalne wybory, dzięki którym zarząd komisaryczny zastąpiła legitymująca się mandatem społecznym Rada Miejska.
Marzył o tym, by Warszawa mogła stać się kiedyś gospodarzem igrzysk olimpijskich i w związku z tym planował stworzenie w stolicy koniecznej do tego infrastruktury sportowej. Dalekosiężne wizje Starzyńskiego nie ograniczały się wszakże tylko do sportu – miał konkretne plany rozwoju wszystkich na dobrą sprawę dziedzin funkcjonowania miasta, priorytetowo traktując to, co przynosiło realną poprawę jakości życia jego mieszkańców. Dążenia prezydenta do usprawnienia komunikacji stolicy zakładały na przykład realizację tak śmiałych rozwiązań jak budowa trasy Północ-Południe, która przebiegać miała od ulicy Chałubińskiego do placu Mirowskiego. W dalszej kolejności planowano spięcie tego szlaku z inwestycją, zapewniającą bezpośrednią łączność między Pragą a Wolą, której elementem miał być m.in. tunel pod Ogrodem Saskim oraz nowy most na wysokości wylotu ulicy Karowej.
Dzięki Starzyńskiemu rozpoczęto budowę Dworca Głównego, najnowocześniejszego w owym czasie dworca kolejowego w Europie. Poprawę komunikacji z innymi miastami przynieść miała też zaplanowana na lata 1938-1942 budowa Dworca Zachodniego. Można wierzyć, że ten lokalny – i nie tylko lokalny – patriota zrealizowałby ów zamysł z lepszym skutkiem, niż dokonało się to w PRL, i nie dopuściłby do tego, by nowy dworzec zasługiwał na miano jednego z najpaskudniejszych i najbardziej zaniedbanych fragmentów stolicy, jak jest to obecnie.
Prezydent poczynił też przygotowania do budowy w Warszawie sieci metra oraz zarządził przebudowę tras wylotowych ze stolicy. Za jego prezydentury powstało również lotnisko na warszawskim Okęciu.
Prowadzona z rozmachem przebudowa ulic przysporzyła Warszawie ponad dwa miliony metrów kwadratowych wybrukowanych dróg – liczne z nich zyskały nawet nawierzchnię asfaltową. Zmelioryzowano dużą część Żoliborza (w tym Bielany, Marymont, Powązki) oraz Mokotowa (Czerniaków), a także spore fragmenty Woli i Ochoty. Melioracyjną inwestycją objęto również prawy brzeg Wisły: Saską Kępę, Grochów i Bródno. W tym samym okresie nastąpił znaczny rozwój większości przedsiębiorstw komunalnych.
Złote lata stolicy
Obok planów co do rozwoju komunikacji kreował Starzyński także dalekosiężne wizje rozwoju budownictwa mieszkaniowego – rozumiejąc, jak wielkim problemem dynamicznie rozrastającego się miasta pozostaje głód mieszkań. Okres jego rządów przyniósł stolicy ponad sto tysięcy nowych lokali mieszkalnych, których budowa szła w parze z dbałością o odpowiednią infrastrukturę. Równolegle powstawały zatem szkoły (wzniesiono trzydzieści nowych placówek i wyremontowano kilkadziesiąt już istniejących), zbudowano halę targową na Żoliborzu, oddano do użytku nowy gmach szpitala Przemienienia Pańskiego, a w wielu innych obiektach szpitalnych przeprowadzono kompleksową modernizację. W 1932 roku z udziałem Marii Skłodowskiej-Curie uroczyście otwarto w Warszawie Instytut Radowy, pierwszy w Polsce i piąty w Europie ośrodek walki z rakiem.
Swój złoty okres odnotowała także miejska zieleń. Wysadzono drzewami miejskie arterie, założono liczne parki: park Sowińskiego, park Dreszera, Zieleniec Wielkopolski, park w Forcie Legionów. Na cele parkowe przeznaczono też skarpę na Dynasach. Równolegle prowadzono akcję ukwiecania miasta.
Z myślą o przybywających do Warszawy gościach w latach 1937-1939 wzniesiono w Alejach Jerozolimskich Dom Turysty zaprojektowany przez wybitnego architekta Władysława Borawskiego. W 1947 roku gmach ten odbudowano – w 1944 roku uległ bowiem poważnym uszkodzeniom – i przekształcono w Dom Samopomocy Chłopskiej. W późniejszych latach budynek przestał pełnić funkcje hotelowe i służył za siedzibę redakcji „Trybuny Ludu”, a następnie „Rzeczpospolitej”.
Od 1938 roku trwały w Warszawie pierwsze próby uruchomienia polskiej telewizji. W pierwszej połowie lat trzydziestych wzniesiono także najwyższy wówczas stołeczny gmach: siedzibę towarzystwa ubezpieczeniowego Prudential (dziś hotel Warszawa) przy placu Napoleona (dziś plac Powstańców Warszawy). Starano się w tym okresie dobrze wykorzystać każdą wolną przestrzeń miejską, stąd upowszechniła się zabudowa plombowa, której przykładem jest budynek PKO przy ulicy Marszałkowskiej.
Równie wielką wagę przykładał Starzyński do historycznego dziedzictwa miasta. To dzięki niemu odnowiono Pałac Blanka i Pałac Brühla, odrestaurowano Arsenał i odsłonięto średniowieczne mury stolicy. To on założył Muzeum Zamku Królewskiego i Muzeum Piłsudskiego w Belwederze, a także doprowadził do ukończenia budowy i oddania do użytku Muzeum Narodowego, któremu w sporządzonym w lipcu 1939 roku testamencie zapisał swoje prywatne zbiory sztuki.
Sztafeta pokoleń
Sukcesy odnoszone przez Starzyńskiego były tym większe, że przez cały okres jego prezydentury stolica miała de facto dwa ośrodki władzy podzielonej między komisarza rządu na miasto stołeczne Warszawa i prezydenta.
28 marca 2010 roku na niespełna dwa tygodnie przed swoją śmiercią prezydent Lech Kaczyński pośmiertnie odznaczył Stefana Starzyńskiego Orderem Orła Białego. Atencji, jaką zabity w Smoleńsku prezydent otaczał swojego wielkiego poprzednika w fotelu prezydenta stolicy, trudno się dziwić: obaj w tym samym stopniu dbali zarówno o nowoczesną teraźniejszość miasta, jak i o pamięć jego historycznej przeszłości. Obaj byli zajadłymi przeciwnikami urzędniczego skostnienia i rutyny, obaj wreszcie wydali bezpardonową walkę korupcji i mechanizmom jej powstawania, co przysporzyło im armię ciągnących wcześniej z tego procederu obfite zyski wrogów. Zarówno Starzyński, jak i Kaczyński zrobili bardzo wiele dla rozwoju miasta. O ile jednak zasługi tego pierwszego są powszechnie znane, o tyle dokonania drugiego starano się, z przyczyn politycznych, pomijać milczeniem. Mało kto wie na przykład, że w 2004 roku Warszawa została uhonorowana statuetką Kazimierza Wielkiego, czyli nagrodą nazywaną „samorządowym Oscarem”. Fakt ten nie przebił się jednak do powszechnej świadomości, gdyż znajdujące się w postresortowych rękach media niechętnie podawały tę informację.
Zarówno Starzyński, jak i Kaczyński w pełni zdawali sobie sprawę z potworności sowieckiego systemu i nie ma wątpliwości, że gdyby któryś z nich stał dziś u steru stolicy, to warszawski ratusz nie upierałby się tak maniacko przy zachowaniu plugawej pamiątki po czasach sowieckiej okupacji, jaką jest pomnik „Czterech Śpiących”. Zresztą najpewniej nie byłoby w stolicy także innych odrażających symboli, takich jak na przykład ohydna tęcza na placu Zbawiciela.
Magdalena Merta
Nasz Dziennik