Operacja „Burza” 1944
Treść
Wydawało się, że czas i okoliczności są ku temu najlepsze. Niemcy przegrywały wojnę, Sowieci parli naprzód, alianci maszerowali już na Rzym i przygotowywali się do operacji Overlord w Normandii. W ramach tych przygotowań amerykański dowódca gen. Dwight Eisenhower przybył w styczniu 1944 roku do Londynu i objął dowództwo nad siłami amerykańskimi, brytyjskimi i kanadyjskimi. Także polskimi.
Nie wyzwolenie, lecz nowa okupacja
W tym samym czasie, gdy Eisenhower obejmował dowództwo połączonych sił alianckich, wojska sowieckie, w pogoni za Niemcami, przekroczyły na linii Olewsk (po stronie sowieckiej) – Rokitno (miasteczko przygraniczne w powiecie sarneńskim) granicę Rzeczypospolitej. Nie „przedwojenną granicę Polski”, jak się dziś bezmyślnie pisze, lecz po prostu granicę Rzeczypospolitej – potwierdzoną w traktacie ryskim, uznawaną wówczas przez cały świat – poza Niem- cami i Sowietami. Tajne porozumienia między Sowietami i Niem- cami z roku 1939 były bezprawne i w świetle prawa międzynarodowego nieważne od samego początku.
Za nieważne uznali je zresztą sami Sowieci w roku 1941, przerażeni siłą i furią niemieckiej ofensywy. Teraz jednak, na początku roku 1944, sytuacja była zgoła inna. Stalin z pomocą aliantów tryumfował i szykował Polakom krwawą łaźnię w ramach „wyzwolenia”, które będzie trwać prawie pół wieku! Już w roku 1943 – na konferencjach w Moskwie i w Teheranie – Stalin dogadał się z aliantami co do ceny za „wyzwolicielski marsz Armii Czerwonej”. Tą ceną było podporządkowanie Sowietom państw Europy Środkowo-Wschodniej, zwłaszcza Polski. Nazwano to eufemistycznie „sowiecką strefą operacyjną”. Była to de facto sowiecka strefa okupacyjna.
W takich warunkach rozpoczynała się na Kresach polska operacja „Burza” (tradycyjnie, lecz niezgodnie z nomenklaturą wojskową nazywanej „akcją”) – ze względów politycznych skazana z góry na klęskę – nie z powodu polskiej słabości, lecz z powodu zdrady aliantów. Czy można więc było w ogóle z niej zrezygnować? Tak, ale rezygnacja oznaczała polską zgodę na „nowy ład w Europie” (rok później potwierdzony na konferencji jałtańskiej) i trwały status Polski jako dominium sowieckiego. Ta zgoda nie uchroniłaby Polaków przed powojennymi sowieckimi represjami i przed „AK zaplutym karłem reakcji”. Przed niszczeniem polskiej inteligencji i zastępowaniem jej POP-ami („pełniącymi obowiązki Polaków” bolszewikami ze Związku Sowieckiego, zwłaszcza inteligencją żydowską, i rodzimymi kolaborantami).
Gospodarze polskiej ziemi
Na co można było jeszcze liczyć, rozpoczynając „Burzę”? Na zmiany polityczne na Zachodzie, na otrzeźwienie, na rychłą śmierć schorowanego, bezwolnego prezydenta Roosevelta i radykalną zmianę fatalnego kursu politycznego w Ameryce polegającego na promowaniu Stalina zbrodniarza („wujaszka Joe”) jako zbawcę ludzkości. Na to samo będą potem liczyli powojenni Żołnierze Wyklęci. Tak naprawdę pierwszymi Wyklętymi staną się oficerowie i żołnierze operacji „Burza”.
Podstawowym założeniem „Burzy” było współuczestniczenie polskiego wojska podziemnego (głównie Armii Krajowej) w wyzwalaniu ziem polskich od Niemców i natychmiastowe przejmowanie władzy lokalnej, występowanie przed dowódcami sowieckimi („komendantami wojennymi”) w roli gospodarzy. Było to niezwykle trudne z powodu dysproporcji sił. Także dlatego, że te założenia przewidywały wyjście z konspiracji. AK miała stać się po prostu jawnym Wojskiem Polskim. Dekonspiracja sił zbrojnych Polskiego Państwa Podziemnego była na rękę NKWD, Smierszowi i innym zbrodniczym formacjom sowieckim, które miały ułatwione zadanie. Na przykład na Wileńszczyźnie, po „wyzwoleniu”, odbyła się wielka sowiecka specoperacja polowania na żołnierzy AK (z lądu i z powietrza), osaczania, więzienia w obozie przejściowym w Miednikach Królewskich i wywożenia do Kaługi. Podobne akcje odbywały się na całym „wyzwolonym” terenie. Nic dziwnego, że polska partyzantka niepodległościowa powracała – już po przejściu frontu – do lasu. Te sowieckie działania były szczególnie brutalne na Kresach Rzeczypospolitej anektowanych przez Sowiety w roku 1939. Sowieci traktowali obecność Wojska Polskiego na tych terenach jako „działalność zbrojnych band dywersyjnych”!
Cynizm Churchilla
Całe tabuny mędrców i wizjonerów zasypują nas dziś książkami ukazującymi bezsens walki z Niemcami w roku 1939, „polski idealizm”, „nieliczenie się z realiami politycznymi” etc. Powstanie Warszawskie nazywają „zbrodnią”. Niemiecką? Sowiecką? Bynajmniej. Zbrodnią polskich polityków i dowódców! Wszystkie te „odkrycia” historyczne zmierzają niepokojąco do tych samych konkluzji propagandowych, którymi epatowali nas nasi wrogowie: „Anglio, to twoje dzieło!” (Niemcy o wojnie polsko-niemieckiej 1939 roku). „Polityczne bankructwo sił reakcji” (Sowiety o rozpaczliwych wysiłkach Rządu RP na Uchodźstwie ratowania suwerenności Polski). Kropkę nad i postawił Winston Churchill, odpowiadając generałowi Andersowi protestującemu przeciwko Jałcie: „Mamy dzisiaj dość wojska i waszej pomocy nie potrzebujemy. Może pan swoje dywizje zabrać”! I jeszcze inny cytat z tego „klasyka” politycznego cynizmu: „Nie macie poczucia odpowiedzialności (…). Nie myślicie o przyszłości Europy, macie na myśli tylko swój własny, pożałowania godny interes!” (do Stanisława Mikołajczyka). Nasz aliant nazwał naszą niepodległość „pożałowania godnym interesem”! Nic dziwnego, że w Jałcie będzie bronił nie tyle interesów polskich, co niemieckich: „Naprawdę byłoby szkoda napchać polską gęś niemiecką karmą do tego stopnia, że padnie na niestrawność”!
Cele polityczne „Burzy”
Warto się zastanowić po latach nad celami politycznymi operacji „Burza”, ponieważ we współczesnej publicystyce historycznej zauważamy szyderczy i dyskredytujący całe przedsięwzięcie ton – z powołaniem się na „polityczny realizm”.
Pierwszym, zasadniczym celem było odrzucenie nielegalnych, tajnych uzgodnień między Stalinem a Rooseveltem i Churchillem (Moskwa, Teheran 1943) co do granic i statusu Rzeczypospolitej Polskiej jako niesuwerennego bytu, dominium sowieckiego. Odrzucenie nie na poziomie wielkiej polityki, lecz de facto na polskiej ziemi, w legalnych wciąż granicach niepodległego państwa polskiego. My jesteśmy gospodarzami w Wilnie, w Równem, w Brześciu! To jest Polska.
Drugim celem było podkreślenie, że nie ma żadnej polskiej dwuwładzy. Jedynym legalnym przedstawicielstwem Narodu Polskiego są władze polskie – czasowo na uchodźstwie – reprezentowane na terenie kraju przez upoważnione podmioty Polskiego Państwa Podziemnego, zwłaszcza Delegaturę Rządu na Kraj. Nieprzyjmowanie do wiadomości istnienia „sowieckiej strefy operacyjnej”, czyli sowieckiej strefy okupacyjnej. Utrudnianie aliantom zdrady polskiego sojusznika.
To wszystko miało doprowadzić do przybycia wojsk alianckich na polską ziemię – zwłaszcza jednostek Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.
Czy to „brak realizmu”? Z pewnego punktu widzenia zapewne tak. Kiedy jednak patrzymy na operację „Burza” z perspektywy 70 lat, widzimy, że miała ona charakter wizjonerski, przyszłościowy. Uświadomiła światu, że Polska nie uważa panów Churchilla, Roosevelta i Stalina za kreatorów tego świata. Że jest polska Święta Sprawa, o którą walczymy od pokoleń – niepodległy byt państwa polskiego. Temu służyła „Burza” – niezależnie od doznawanych klęsk w ówczesnych warunkach politycznych, na które nie mieliśmy już wpływu. Temu służyła ofiara Powstania Warszawskiego. Bohaterowie „Burzy” – zwłaszcza tej najtragiczniejszej, na Kresach – oczekują naszej wdzięcznej pamięci.
Rekonstrukcja Wojska Polskiego
W ramach „Burzy” następowała swoista rekonstrukcja i „legalizacja” przedwojennych jednostek Wojska Polskiego na danym terenie. Miało to znaczenie zarówno wojskowe, jak i symboliczne, moralne. Jakby powrót do status quo sprzed IV rozbioru Polski. W Okręgu Radomsko-Kieleckim AK odtwarzano 2. Dywizję Piechoty Legionów (AK) i 7. DP (AK) „Orzeł”, w okręgu lubelskim 3. DP Legionów (AK) i 9. Podlaską DP (AK), w okręgu lwowskim 5. DP (AK) „Dzieci Lwowskich”, w okręgu krakowskim 21. DP (AK) i 22. DP (AK). To tylko niektóre przykłady.
Największa taka rekonstrukcja dotyczyła legendarnej dziś 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej – sformowanej z sił Okręgu Wołyńskiego AK. Podczas operacji „Burza” liczyła ona około 6 tysięcy żołnierzy – niczym regularna dywizja piechoty w czasach pokoju! Cała operacja „Burza” rozpoczęła się zresztą na Wołyniu – już w lutym 1944 roku – co miało związek z innym bolesnym polskim problemem – ludobójstwem dokonywanym przez Ukraińców na polskiej ludności Wołynia i Podola.