Przejdź do treści
Fundacja Przywróćmy Pamięć
Przejdź do stopki

11 listopada - 340. rocznica wielkiego zwycięstwa pod Chocimiem

11 listopada - 340. rocznica wielkiego zwycięstwa pod Chocimiem

Treść


Bezradna Rzeczpospolita

Kampania chocimska, włącznie z bitwą z 10-11 listopada 1673 r., była etapem polsko-tureckiej wojny z lat 1672-1676. Przyczyn tego konfliktu należy upatrywać w imperialnej polityce państwa Osmanów, prowadzonej przez wielkich wezyrów z rodu Köprüllich i w nadarzającej się dla Turków okazji opanowania Ukrainy Prawobrzeżnej, będącej częścią Korony Polskiej. Mimo że świetnie zdawano sobie sprawę z nieuchronności konfliktu jeszcze w 1667 r., Rzeczpospolita sparaliżowana w latach 1669-1672 przez destrukcyjną działalność opozycji magnackiej, wywodzącej się ze stronnictwa profrancuskiego, nie była w stanie się do tej wojny odpowiednio przygotować. W 1672 r., gdy sułtan wypowiedział już Rzeczypospolitej wojnę, w wyniku walki fakcyjnej zerwano dwa sejmy. Nastąpił wówczas paraliż ustawodawczy, poprzez który nie podjęto żadnych decyzji w sprawach obronności państwa. Wojsko koronne mające przeciwdziałać siłom sułtańskim, było nieliczne, do tego nie wolne od zaangażowania w walkę polityczną. W lipcu 1672 r. siły kozacko-tatarskie wyparły polowe wojska koronne z Ukrainy, a 27 sierpnia główna armia sułtana zajęła najważniejszą twierdzę w polskim systemie obrony południowego pogranicza – Kamieniec Podolski. Rzeczpospolita okazała się bezradna. Tatarzy rozpuścili swe czambuły, łupiąc i wybierając jasyr. We wrześniu sułtan obległ Lwów. W tym czasie próbę przejęcia inicjatywy podjął Jan Sobieski, który na czele jazdy i dragonii w skromnej liczbie ok. 2 tys. odbił Tatarom 40 tys. jasyru, przy czym ich samych rozbił blisko 20 tys. Mimo że działania te nie wywarły wpływu na właśnie toczące się rokowania pokojowe w Buczaczu, to w kontekście kampanii chocimskiej miały istotne znaczenie psychologiczne, bowiem okazało się wtedy zdaniem J. Sobieskiego, […] że nie taka straszna wojna z Turkiem jak żeśmy ją sobie imaginowali. 18 października podpisano z Turcją pokój w Buczaczu. Na mocy układu Rzeczpospolita oddawała sułtanowi Podole oraz część Ukrainy Prawobrzeżnej, do tego zobowiązywała się płacić coroczny haracz, eufemistycznie zwany upominkiem. Była to katastrofa, poprzez którą, zdegradowała się pozycja Rzeczpospolitej w tej części Europy. Jednakże wciąż trwała walka fakcyjna, która w listopadzie i grudniu 1672 r. osiągnęła niemal pułap wojny domowej. Dzięki staraniom króla oraz dzięki zdrowemu rozsądkowi, który w końcu zatryumfował w głowach decydentów, na początku 1673 r. spacyfikowano sytuację w kraju. Sejm na którym dokonało się pojednanie, w okresie od marca do kwietnia 1673 r. zajął się sprawą kontynuacji wojny z południowym sąsiadem. Podjął wtedy konkretne decyzje w sprawie aukcji wojska. Stany Rzeczypospolitej nie pożałowały tym razem pieniędzy, co zaprocentowało wystawieniem 30-tys. armii w Koronie i 8-tys. na Litwie, włącznie z 65 działami. Nie powiodły się jednak próby pozyskania sojuszników.

Wybór strategii

Turcy, w obliczu nie ratyfikowania przez Polaków pokoju buczackiego i nie wypłacenia przez nich haraczu, szykowali się do karnej wyprawy przeciw Polakom. Jednakże, pamiętając, że jeszcze rok wcześniej mieli do czynienia z przeciwnikiem słabym, rozbitym wewnętrznie, zlekceważyli Rzeczpospolitą. Nie zdawali sobie sprawy z przemian jakie zaszły w Polsce i na Litwie w początkach 1673 r., dlatego ich koncepcja strategiczna ograniczyła się jedynie do obrony swych zdobyczy z kampanii roku 1672. Tym razem Polacy z Litwinami byli dobrze przygotowani do wojny. Nie zaniedbali przy tym działań wywiadowczych. Dzięki temu wiedzieli, że Turcy rozmieścili swoje korpusy pod Chocimiem, w Kamieńcu, oraz w stolicy Mołdawii, w Jassach. Hetman wielki Sobieski, któremu z postanowień sejmu pacyfikacyjnego przypadło dowodzenie całą armią polsko-litewską w przygotowywanej kampanii, jeszcze w początkach roku nawoływał do poprowadzenia wojny ofensywnej, gdyż namby zaś woiować defensive, byłoby [to] z naszą ostatnią zgubą i ruiną. W związku z tym działania podjęte przez Polaków i Litwinów w 1673 r. miały charakter zaczepny. Nie udało się jednak w Rzeczypospolitej przeprowadzić szybkiej koncentracji i działania wojenne rozpoczęto dopiero w październiku. Późna pora nie rokowała powodzenia. Poza tym, wśród polskiego dowództwa było zbyt dużo rozbieżności co do celów kampanii. W końcu przeważyła jednak propozycja Sobieskiego, z tym że dużą przeszkodą okazało się przekonanie do jego koncepcji największego osobistego przeciwnika – dowódcy wojsk litewskich hetmana w. lit. Michała Kazimierza Paca. Gdy wódz litewski zgodził się w końcu z wizją Sobieskiego, postanowiono, że bez podziału armii, siły Korony i Litwy uderzą na najliczniejszy z korpusów, stacjonujący pod Chocimiem. Był on pod komendą paszy Sylistrii Husejna Paszy. Liczył blisko 30-tys. wojska i ok. 20-30 dział (a nie 70 czy nawet 120 jak można przeczytać w kilku źródłach i opracowaniach). Oprócz tego był nieźle zaopatrzony w żywność, paszę oraz amunicję.

Na wewnętrznych liniach wroga

Armia polsko-litewska, wyruszyła 8 października z obozów pod Glinianami i Beresteczkiem. Pomaszerowała w czterech kolumnach, odpowiednio zabezpieczonych przez podjazdy pod dowództwem Gabriela Silnickiego i Mikołaja Sieniawskiego, 21 października armia ta rozpoczęła przeprawę przez Dniestr. W założeniach naczelnego wodza miała potrwać dwa dni, ale ze względu na warunki pogodowe – ulewne deszcze, które podniosły poziom Dniestru, przeprawa wszystkich sił przeciągnęła się aż do 29 października. Prawdziwe problemy rozpoczęły się jednak dopiero po wejściu na mołdawską ziemię. Brak zaopatrzenia oraz drożyzna, spowodowały dezercje oraz spadek dyscypliny. W celu jej zaprowadzenia, bezlitośnie obchodzono się z wszelkimi przejawami niesubordynacji.

Po dotarciu pod Bojan, wojska polsko-litewskie dokonały zwrotu na północ, kierując się już bezpośrednio pod Chocim. Teoretycy wojskowości bardzo wysoko ocenili ten manewr Sobieskiego, nazywając go przepięknym przykładem działania po liniach wewnętrznych przeciwnika. Manewr ten był bardzo ryzykowny, wystawiał bowiem tyły armii polsko-litewskiej na uderzenie korpusu stojącego Jassach. Wprawdzie ten był nieliczny, ale zdawano sobie sprawę, co wyraża choćby korespondencja z tego okresu, że w razie przeciągania się działań pod Chocimiem, korpus określany w źródłach cecorskim powiększy swój skład i zacznie działać zaczepnie przeciw wojskom Sobieskiego. Stąd bardzo ważne było szybkie pokonanie Turków pod Chocimiem i zajęcie ich obozu. Było to jednak zadanie nie łatwe. 52 lata wcześniej, wojska polsko-litewsko-kozackie, okopane w tym samym obozie co teraz Turcy, broniły się skutecznie ponad miesiąc przeciw o wiele większej armii osmańskiej. Wojska polsko-litewskie w listopadzie w wyniku chorób, dezercji i wydzielania poszczególnych oddziałów do stacjonowania w zajętych twierdzach, stopniały do niecałych 30-tys. Siły Husejna Paszy były zbliżone liczebnie, choć wielu historyków sugerujących się słowami Sobieskiego napisanych do podkanclerzego Andrzeja Olszowskiego podawali, że Turków pod Chocimiem było o wiele więcej niż wojsk polsko-litewskich. Jednakże te słowa Sobieskiego, które w tym miejscu przytoczę należy interpretować inaczej: […] potężniejszy bowiem nieprzyjaciel nad nas [był, bo] trzydzieści tysięcy liczyło się [go] effective w okopie, w miejscu niedostępnym, potężnymi opasany wałami nad Dniestrem, przy zamku chocimskim. Armia zbliżona liczebnie do przeciwnika, chroniona umocnieniami, zza których ma się bronić, zawsze ma przewagę i oto chodziło hetmanowi w liście do Olszowskiego.

Pod umocnienia obozu tureckiego armia polsko-litewska dotarła 9 listopada: jazda z rana, a piechota, artyleria oraz tabory pod wieczór. Kawaleria polska i litewska uformowała szyk, który miał sprowokować przeciwnika do wyjścia w pole. Jednakże Husejn Pasza nie zamierzał pozbywać się przewagi jaką dawały mu umocnienia obozu i z zaproszenia do bitwy nie skorzystał. W dniu 9 listopada starli się ze sobą tylko harcownicy obydwu stron.

Sytuacja Polaków i Litwinów była trudna. Zdawano sobie sprawę, że tylko zdecydowane kroki mogą przynieść efekt. Podjęcie regularnego oblężenia, dla armii zmęczonej długim marszem, pozbawionej dowozu żywności, w kraju z niej ogołoconym, nie byłoby dobrym rozwiązaniem. Dlatego Sobieski zmierzał do całkowitego zniszczenie sił żywych nieprzyjaciela, co mieściło się zresztą w kanonie polskiej sztuki wojennej. W tym celu chciał zająć wały przeciwnika, zrobić w nich wyłomy, aby decydującą szarże mogła wykonać jazda, wspomagana przez ogień jednostek pieszych. Był to niezwykle ryzykowny plan. Wały były dobrze chronione, a w zimnym miesiącu listopadzie też nie łatwe do rozkopania. Za umocnieniami czekały zaś nie tylko oddziały jazdy i piechoty tureckiej ale także plątanina lin od namiotów, kotły, jamy latrynowe, co znacząco utrudniałoby działania jazdy. Przystąpiono jednak do realizacji zamierzeń. W tym celu Sobieski sprawił szyk. Na skraju prawego skrzydła stanęła dywizja Stefana Bidzińskiego, złożona głównie z jazdy pancernej i lekkiej. Obok znajdowała się najsilniejsza partia prawego skrzydła, czyli grupa Sobieskiego poprzedzona liczną piechotą i artylerią. W tym miejscu znalazła się również grupa husarii złożona z 7 chorągwi pod dowództwem Stanisława Jabłonowskiego. W centrum na wysokości bramy południowej stało kilka dział i regimentów pieszych, a za nimi partie hetmana polnego Dymitra Wiśniowieckiego oraz Andrzeja Potockiego. Lewe skrzydło zajęły wojska litewskie. Podobnie jak w wojsku koronnym pierwszy rzut stanowiła piechota, drugi jazda. Siły tureckie w obozie ustawiły się podobnie. Na wałach była piechota i działa, a w drugim rzucie jazda, która miała za zadanie wykonywanie szybkich wypadów przez bramy obozu, bądź zwalczanie grup, które przedarły się za umocnienia.

Rekonesans

10 listopada wykonano pierwszy szturm. W źródłach autorzy często podają, że został on wykonany bez rozkazu. Był to jednak atak mający na celu przeprowadzenie rekonesansu. Mimo, że przyniósł pewne straty w ludziach, dowiódł że wykonanie generalnego szturmu jest możliwe. W tym czasie 5 tys. wojska wołoskiego zajmującego pozycję przed prawym skrzydłem sił polsko-litewskich w tzw. obozie multańskim, zdradziła Turków i przeszła na polską stronę. Sobieski przyjął nowych sprzymierzeńców z sympatią, ale za bardzo im nie ufając odesłał ich na tyły własnej armii. Pozycje, w których dotychczas tkwili Wołosi, zostały zajęte przez Polaków. Ustawiono tam działa, których ostrzał zaczął wyrządzać duże szkody w obozowisku przeciwnika. Artyleria turecka odpowiadała, ale szyki polskie były zbyt blisko obozu i kule tureckie przelatywały nad głowami oblegających.

Przyszła noc z 10 na 11 listopada. W namiocie hetmana odbyła się ostatnia już przed bitwą rada wojenna. Poinformowano oficerów o planach Sobieskiego, aby mogli przygotować swoich ludzi do bardzo specyficznych zadań. Noc była chłodna, padał deszcz ze śniegiem. Sobieski postanowił wykorzystać te warunki atmosferyczne jako swojego sprzymierzeńca. Przetrzymał całą armię polsko-litewską na pozycjach, tym samym Turcy zostali zmuszeni do czuwania na wałach. Pochodzący w większości z południowych, ciepłych krajów nie poradzili sobie z pogodą. Wielu z nich zamarzło, a inni zeszli z pozycji aby się ogrzać.

Bitwa

Gdy rankiem 11 listopada między 7 a 8 godziną okazało się, że wrogie pozycje wykazywały istotne luki, wódz polski postanowił skorzystać z zaskoczenia. Polskie i litewskie działa dały ognia, wkrótce ruszyła piechota i dragonia. Wojska piesze były prowadzone przez bardzo wysokich rangą oficerów, w tym i hetmana Sobieskiego. Przykład dowódców bardzo korzystnie wpłynął na zaangażowanie piechurów. Zaskoczenie zostało wykorzystane. Najpierw zajęto wały na polskim prawym skrzydle. Wkrótce później tej samej sztuki dokonali Litwini na skrzydle przeciwnym. Równocześnie na skraju prawej flanki ruszyła jazda Bidzińskiego i wdarła się do obozu przez okop multański, prąc w stronę mostu na Dniestrze aby oskrzydlić Turków. Po zajęciu wałów rozpoczęła się niezwykle ryzykowna operacja. Piechurzy i czeladź obozowa zaczęli rozkopywać zmarznięte wały ziemne, czyniąc w nich wąskie wyłomy. W tym czasie Turcy otrząsnęli się z zaskoczenia i ruszyli do kontrataku. Na polskim prawym skrzydle zaatakowała jazda turecka. Na szczęście dla Polaków było gotowych już kilka wyłomów, przez które uderzyła chorągiew husarska Wacława Leszczyńskiego i odepchnęła Turków na swych kopiach. Jednakże atakować musiała w kolumnie, przez co Turcy zdołali ją wyprzeć z obozu. Po tym wyszli za nią za wały, ale tam jazda osmańska została zaatakowana przez polskie chorągwie pancerne i musiała się wycofać. Równocześnie, na skrzydle litewskim do obozu osmańskiego udało się wedrzeć trzem chorągwiom jazdy kopijnicznej, zwanej petyhorską.

W tym czasie piechota na prawym skrzydle utrzymała swoje pozycje, dzięki czemu jazda mogła podjąć kolejne próby przedostania się w głąb obozu. Jedna z takich prób wykonana przez grupę Jabłonowskiego zawierającą 7 chorągwi husarskich wspartych przez 15 rot pancernych, po uprzednim przejściu głębokiego wąwozu i rozkopanych wałów odrzuciła od szańców bardzo silnie stawiających opór Turków. Dzięki temu, można było wprowadzić za wały jeszcze więcej jednostek pieszych i jazdy. Walka na polskim prawym skrzydle rozgorzała wtedy już wewnątrz obozu. Współpracująca ze sobą jazdą i piechota posuwały się z wolna do przodu, musząc radzić sobie z broniącą się zaciekle zza namiotów piechotą osmańską. Jednakże obrona janczarów w momencie, gdy zginęło ich dwóch wysoko postawionych dowódców – m.in. Janisz pasza załamała się i przeciwnik na polskim prawym skrzydle rzucił się do ucieczki  

Równocześnie lewe skrzydło i grupa Bidzińskiego zbliżając się do mostu na Dniestrze, były o krok od całkowitego okrążenia Husejna paszy. W tym jednak momencie z tureckiego centrum wyprowadzono skoordynowany atak jazdy bośniackiej. Ta przedarła się przez bramę południową i wypadła na polskie dywizje ks. Wiśniowieckiego i A. Potockiego. Do tej pory nie opanowały one wałów w całości, wiążąc przeciwnika jedynie ogniem piechoty i dział. W wyniku kontrakcji grupy polskiego centrum, Bośniacy zmienili kierunek uderzenia i wyszli na tyły rozluźnionej zwycięstwem dywizji Sobieskiego. Sytuacja stała się wówczas niezwykle dramatyczna. Na szczęście dla wojsk polsko-litewskich, zadziałała w tym przypadku żelazna zasada staropolskiej sztuki wojennej, polegająca na zachowaniu odwodu. 4 chorągwie husarskie, które zdaniem panegirysty Stefana Ślizienia przez całą bitwę rwały się do boju i nie godziły się z tym, że muszą tkwić na tyłach, w końcu miały okazje skruszyć na Turkach swoje kopie. Bośniacy wystawieni na boczne uderzenie husarii nie wytrzymali. Atak ten wspomogła piąta rota husarska – Aleksandra Niezabitowskiego. W efekcie Bośniacy zostali wpędzeni do rowu między obozem a przedpolem. Tam też dokonał się ich ostateczny pogrom. Bez wątpienia szarża odwodu uratowała zwycięstwo.

W tym czasie ogień polskiej artylerii zawalił jedyny most. Turcy okrążeni przez grupę Bidzińskiego i Litwinów nie mieli już żadnych szans. Ci którzy zdołali umknąć przez most byli ścigani przez polskie chorągwie oraz przez pozyskanych dzień wcześniej Wołochów. Bitwa przed południem była wygrana. Cały obóz bogaty w różnego rodzaju dobra wpadł w polskie ręce. Było to doprawdy jedno z największych zwycięstw w historii polskiego oręża.

Znaczenie

Bitwa chocimska to obok Zenty (11 września 1697) jedna z największych klęsk lądowych wojska tureckich w XVII w. W batalii tej padło ok. 20 tys. Turków, czyli 80% stanu ich armii jeszcze z rana 11 listopada. Skala strat była zdecydowanie większa niż w uważanej za największą klęskę osmańską bitwie wiedeńskiej, gdzie z 60-tys. armii, poległo 11 tys. Faktycznie, turecka klęska pod Wiedniem miała o wiele większe konsekwencje polityczne, ale gdyby nie zwycięstwo chocimskiego, nie byłoby również wiedeńskiego. W 1683 r. pod stolicą cesarska, zastosowano właściwie tę samą taktykę, tak skuteczną 10 lat wcześniej. Piechota ustawiona w pierwszym rzucie oczyściła przedpole, a następnie jazda wykonała decydującą szarżę. Podobnie zresztą jak pod Chocimiem, rozstrzygające uderzenie wyszło ze skrzydła prawego.

Chocim, jak większość polskich zwycięstw nie zostało należycie wykorzystane, dodało jednak wiary w siłę państwa i jego wojska, a także oddaliło niebezpieczeństwo tureckie o dobrych kilka miesięcy. W zakończeniu warto dodać, że 10 listopada 1673 r. umarł król Michał. Dotychczas historycy hurraoptymistycznie przekazywali, że dzięki temu wielki „wojennik” Sobieski mógł w końcu zasiąść na polskim tronie. Jednakże zapominano, że jeśli Chocim ułożyłby się inaczej, bezkrólewie w tym przypadku okazałoby się przeogromną katastrofą państwa polsko-litewskiego. Dlatego zwycięstwo chocimskie było tak ważne dla naszych dziejów. Warto o nim pamiętać. 11 listopada oprócz obchodów święta niepodległości pomnijmy rocznicę jednego z największych zwycięstw oręża polskiego w dziejach.    

Zbigniew Hundert

INH UKSW Warszawa
Kresy.pl

43608